Obserwatorzy

25 kwietnia 2013

Naszyjnik.

W dalszej części będzie o bloglovin.
A na początek pokazuję naszyjnik z "porcelanowych" kulek, powstał do kompletu do bransoletki z jednego poprzednich postów.
Długość taka akurat blisko szyi, nie dusi ale też nie wpada w dekolt.
W planach są kolejne naszyjniki tyle, że w innych kolorach. Kulki robi się bardzo przyjemnie, w dotyku są bardzo przyjemne i nie porównywalne z niczym, do tego lekkie.
Muszę tylko kupić jakiś sznurek do nawlekania i wykraść odrobinę czasu na lepienie.

Z masy powstały też takie cosie, mogą być do wklejenia w broszkę, naszyjnik, bransoletkę. Lub wywiercić w nich dziurki i zrobić zawieszki.
Można na nich "wygrawerować" wszystko co tylko wyobraźnia podpowie. Ważne dla nas daty, motywy ozdobne, a nawet kilka słów z przesłaniem dla potomnych :))
Na moich znalazły się: (chociaż fotkę wybrałam najbardziej wyraźną, to jednak dla rozwiania wątpliwości opiszę )
- domek z drzewkiem
-inicjały,
- kotek w otoczeniu kwiatów
-wspomnienia wakacji nad morzem.
Zielone otoczone są kółeczkami, żółte serduszkami. Mój aparat  wbrew obietnicom producenta ma kiepski tryb makro, ale mam nadzieję, że coś tam widać :) maleństwa mają mas 3cm średnicy.

Bardzo spodobało mi się robienie takich mini obrazków. Na razie jeszcze nie znalazłam dla nich zastosowania, ale myślę że to kwestia czasu.

Mam jeszcze kilka pomysłów na wykorzystanie zimnej porcelany, więc temat jeszcze nie raz na moim blogu powróci :)

A teraz z innej beczki, Od kilku dni na blogach straszą, że blogger wyłączy możliwość obserwowania. Ratunkiem jest bloglovin. Żadnych konkretów na ten temat nie udało mi się zdobyć, więc postanowiłam sama to zbadać.

Po  pierwsze to co doprowadza mnie do szału! owa usługa jest po angielsku, tylko po angielsku! oczywiście złości mnie to dlatego, że angielskiego nie znam. Nie rozumiem jak można zrobić stronę, która ma służyć ludziom na całym świecie i zrobić ją tylko w jednym języku.
Pozłościłam się to teraz trochę konkretów.
Zarejestrowałam  się na bloglovin (opcja z użyciem email). Efekt jest taki, że mogę teraz wchodzić na stronę bloglovin i po zalogowaniu widzę podgląd blogów, które obserwuję. Coś na kształt listy czytelniczej jaką mam w panelu bloggera, tak samo by przeczytać calość muszę wejść na dany blog, a by dodać komentarz muszę się logować do bloggera.

Jest jeszcze opcja, by przenieść na bloglovin swój blog. Ale ponieważ, nie mam pojęcia czym to się skończy i jakie konkretne utrudnienia mi to przyniesie, na razie nie przenoszę. Nie lubię zmian. Przyzwyczaiłam się do bloggera.

Z moich obserwacji wynika, że część z Was już się tam poprzenosiła, więc proszę podzielcie się doświadczeniami jakie są namacalne zmiany po przeniesieniu na bloglovin.



22 kwietnia 2013

Okładki.

Jakoś tak zeszło, że nie miałam okazji pokazać okładek na zeszyty.
Jak to u mnie ostatnio bywa są to moje pierwsze okładki i jedne z pierwszych prac z użyciem aplikacji odwrotnej.
Szyło się całkiem przyjemnie. Aplikacja odwrotna nie jest tak straszna jak by się wydawała. Nawet na bawełnianej koronce jakoś dałam radę :)

Kociak w końcu doczekał się oprawy. Ma to być mój zeszyt z przepisami. Na razie leży i czeka, aż się zbiorę i coś do niego wpiszę :) Moje przepisy mam na kartkach upychane w różnych miejscach i wstyd się przyznać, ale dobrze mi z tym. Ten zeszyt ma mnie zmobilizować do uporządkowania ich.

 Tył z babeczką średniej urody, ale za to na miarę moich krawieckich zdolności :) tasiemka w babeczki jest przesłodka i nie mogę od niej oczu oderwać.


Powstały jeszcze trzy notesy, które są już u nowych właścicielek. Ten najmniejszy jest właśnie w bawełnianej koronce (to chyba najbardziej trafne określenie na ten materiał) trochę ciężki do szycia bo się naciąga, ale może dzięki temu aplikacja się udała;)


 Zrobiłam jeszcze takie pudełeczko z łupinkami pistacji.


18 kwietnia 2013

Zimna porcelana - przykłady użycia

Odkąd zaczęłam przygodę z zimną porcelaną nieustannie zastanawiam się do czego można ją wykorzystać. Dziś pokażę kilka przykładów tego co wymyśliłam sama, a na końcu prawdziwą perełkę czyli prezent od Janoli Aleksandry.

Na początek bransoletka. Jak widać w jej skład wchodzą trzy rodzaje kulek  i trochę sznurka.
 Kulki podłużne są z modeliny ulepione przeze mnie wieki temu. Te większe okrągłe są z zimnej porcelany, nie lakierowałam ich, satynowy efekt podobał mi się bardziej. Dodałam trzy błyszczące kuleczki szklane, by ożywiły całość.
Mankamentem bransoletki jest zapięcie. Nie umiem ich zakładać. Więc sznurek przy karabińczyku zawiązałam na supeł, brzydko to wygląda, ale nie mam pojęcia jak to inaczej przymocować.

Kolejnym pomysłem był flakon. Poświęciłam na ten cel jeden z moich ulubionych szklanych flakoników :) Kompozycja nie powala, ale jakoś w trakcie natchnienie mnie opuściło, zabrakło wyobraźni i wyszło jak widać.
 Na zdjęciu niżej kolor jest prawdziwy, nie wiem czemu to pierwsze takie różowe wyszło może ściana odbija(chociaż fioletowa jest).  Jak widać różyczki odstają max 1cm od szkła. Przykleiłam je klejem na gorąco. Perełki też z "porcelany" ale klejone kropelką chyba lepiej się sprawdza.

Na razie flakon stoi od kilku dni i nic nie odpadło, ale przyznam, że boję się go użyć, a do wody to chyba go włożę dopiero jak mi się opatrzy :) Efekt chyba bardziej dekoracyjny niż użytkowy. O ile kropelka trzyma kulkę dosyć solidnie, to klej na gorąco średnio się spisuje. Niektóre się trzymają sztywno inne trochę się bujają. Może za mało masa wyschła, może gdybym ją pociągnęła wikolem albo odtłuściła to klej lepiej by wiązał? Temat do zbadania :)

Pomysł na taki flakonik podpatrzyłam tu, moje wykonanie nawet nie umywa się do oryginału.

 Do pomysłu nr 3 natchnęły mnie profitki do świec komunijnych. A swoją drogą to za moich czasów nie było czegoś takiego. Szczerze mówiąc to i świec nie bardzo sobie przypominam, byśmy mieli.

I co wy na to, by zastąpić profitkę aniołkiem ?

I jeszcze w wersji niebieskiej. 

Tak to ten ciemny anioł z ostatniej serii, nie mogłam się na nie patrzeć i "wymazałam" je srebrnym brokatem, by nieco je rozjaśnił. Będą dobre na choinkę :)

Aniołki do świec próbowałam przymocować taśmą dwustronną, ale masa się nie trzymała. Na szczęście aniołki mają w pasie dziurkę, w którą wbija się szpilkę z koralikiem. Anioł zyskuje ozdobną klamerkę do paska i ładnie trzyma się świeczki :)

I jeszcze fotka mojego anielskiego zastępu :)


A na koniec obiecana perełka :)

Ola była jedną ze zwyciężczyń mojego candy. Spójrzcie co zrobiła z guzikami ode mnie.
Tu na żółto

A dziś dostałam od niej cudny prezent z wykorzystaniem "porcelanowego" kamyczka

Czyż ten naszyjnik nie jest piękny!
Zdjęcie nawet w połowie nie oddaje kunsztu wykonania, finezji i tej lekkości jaką ma w sobie.
Wisior jest cudny, a ja jestem dumna podwójnie, po pierwsze dlatego, że będę miała zaszczyt nosić coś co wyszło spod tak zdolnych rączek, po drugie dlatego, że jest z moim kamyczkiem :)

***
Dziękuję, za komentarze i odwiedziny. To bardzo miłe, że w te piękne wiosenne dni macie ochotę do mnie zaglądać :)

16 kwietnia 2013

Koszyki.

Dzisiaj dla odmiany wikliniarsko.
Powstały dwie osłonki na doniczki

Skośny splot średnio mi tu wyszedł. W poprzednim koszyku robiłam go z trzech rurek i z efektu jestem bardziej zadowolona bo było bardziej skośnie (owy koszyk na bloga nie trafi, ale może jeszcze kiedyś tym splotem coś zrobię)
 I druga osłonka pleciona trzema rurkami.
 Warkocz jestem w stanie już po omacku zapleść :) nareszcie opanowałam :)

A to miał być niski koszyczek na kremy, powinien się skończyć w miejscu jak zaczyna się ten ciemniejszy kolor. Ale, że już chciałam wykorzystać wszystkie rurki to uplotłam na tyle na ile ich starczyło :) na warkocz żerdzie okazały się za krótkie, więc jest zakończony byle jak.
Dekorację stanowią kwiatki z zimnej porcelany. Złapałam je na kropelkę i się trzymają :)
 Jak Wam się podoba takie połączenie?

Im dłużej na tą "porcelanę" patrzę tym bardziej przypomina mi plastik. Jeszcze nie wiem czy to dobrze :)

Koszyk na kremy jest za wysoki i dalej stoją "gołe" na regale. Mogę w nim piętrowo słoiczki ustawiać :) a zamysł był taki, że miał mieścić trzy słoiczki i miał być na tyle niski, bym nie musiała do niego zaglądać przy wyciąganiu. Moje lenistwo przejawia się m.in w tym, że to co używam muszę mieć pod ręką :) I właśnie kremy, które stosuję codziennie muszą stać na widoku, nie ważne, że w szufladzie jest w miejsce.
Mam teraz dwa wyjścia, albo pogodzić się z wiecznym bałaganem, albo upleść niższy koszyk :)

Obstawiam to drugie. Poza tym, jak tylko skończyły się rurki, od razu okazało się, że potrzebuję dwóch większych koszy na inne pierdoły. I tym sposobem, znalazło się zajęcie na bezsenne noce- będę skręcać rurki :)

Na koniec jeszcze taki radosny akcent. Zrobiłam tekturowe podkładki pod kubki. są spore, bo inne nie mogły być. Jak tylko zobaczyłam tą serwetkę od razu musiałam ją wykorzystać, nie bardzo miałam na czym, więc złapałam pudło i powstały podkładki :)

Nie wiem co to za ptaszydła, niby papuga ale jakoś nie podobna :) w każdym razie było to zauroczenie od pierwszego spojrzenia. Druga strona jest w różyczki.

***
wiosna wreszcie przyszła:) moje roślinki już obrobiłam i z przyjemnością patrzę jak rosną. Po wiosennym przesileniu zostało tylko wspomnienie, po wenie twórczej też :) ale wiosną to u mnie normalne.
A i jeszcze muszę się pochwalić. Wreszcie po trzech latach niepowodzeń, wzeszła lawenda :) jak nie przytrafi się jakieś nieszczęście to w końcu będę miała własną lawendową grządkę :)
Posiałam jeszcze majeranek i  bazylię, oj ziołowo w tym roku w moim ogrodzie.... ale o tym może innym razem :)


13 kwietnia 2013

Zimna porcelana- jeszcze trochę teorii

Nadszedł czas, by podzielić się wiedzą (ciągle szczątkową) o barwieniu i wyrabianiu masy.
 W skład mojego "porcelanowego" warsztatu wchodzą:
  • plastikowa łyżeczka
  • plastikowy pojemnik po margarynie
  • woreczek foliowy
  •  nóż
  • wykałaczka
Plastikowe narzędzia są o tyle wygodniejsze niż szklane,  że nie trzeba ich myć, po zrobieniu masy zostają czyste. Jeśli zdecydujecie się na użycie szklanej lub metalowej miseczki od razu po wyjęciu masy trzeba ją zalać wodą inaczej może być problem :)

Jak zrobić masę:
Dwie łyżeczki mąki ziemniaczanej dokładnie mieszam z łyżeczką (niepełną) oliwki dla dzieci. Powstają tłuste grudki, coś na kształt kaszy jęczmiennej.  Do tego wlewam wikol ile masa wchłonie. Zawsze go dodaję na oko. Na początek mniej więcej kopiasta łyżeczka. Plastikowa łyżka przy mieszaniu sprawdza się średnio jest zbyt giętka trzeba ubrudzić palce :) jak składniki zaczynają się łączyć dodaję jeszcze trochę kleju i już wygniatam w rękach. Ma powstać elastyczna kulka. Masa bez problemów wyciska się między palcami, nie kruszy się, nie pęka. Dłonie w trakcie wygniatania smaruję wazeliną, masa od nich odchodzić.

Cała filozofia polega na dobraniu proporcji mąki i oliwki. Konsystencję regulujemy klejem i mąką. Lepiej jest dodać za dużo kleju niż mąki. Oliwki nie dodaję więcej bo masa robi się za tłusta, a jak przesadzimy z jej ilością to ciężko potem masę uratować. Po drugiej dolewce kleju masa zaczyna się lepić wtedy oprószam dłonie mąką i wygniatam. Najczęściej taki zabieg wystarcza i masa jest gotowa.

Nie wolno żałować czasu na wygniatanie, kilka minut trzeba temu poświęcić. Gotową masę koniecznie zawinąć w woreczek, by nie wysychała. Każdą część masy, z której akurat nie korzystamy trzymamy w folii. Dobrze, by masa chwilę odpoczęła, ale na prawdę chwilę, nie za długo.

Masa w czystej postaci jest biała. Z moich dotychczasowych doświadczeń wynika, że do barwienia świetnie nadają się farbki w proszku do barwienia jajek. Cienie do powiek też się sprawdzają.

Z całej kulki masy, odrywam potrzebną część i posypuję kilkoma ziarnami farby, wygniatam dokładnie aż barwnik się rozpuści. Moje ostatnie doświadczenie wskazuje, że z barwnikiem trzeba na prawdę ostrożnie, bo masa jak wysycha to ciemnieje. Dzieje się tak za sprawą wikolu, który po wyschnięciu jest przezroczysty, a nie biały. Cienie do powiek nie mają takiej mocy barwienia, ale też dają sobie radę, jeśli nie zależy nam na intensywnych kolorach to będą w sam raz.

Do gotowej masy można dodać szczyptę sody oczyszczonej, ale naprawdę odrobinę, podobno od tego szybciej schnie i będzie twardsza. Ja tego zwyczaju raczej nie praktykuje, próbowałam kilka razy i w twardości różnicy nie zauważyłam żadnej, za to masa się kruszyła przy formowaniu.

Dobrze przygotowana masa, pozwala się wałkować na niemal przezroczyste plastry, daje się zwijać, rozciągać jak tylko chcemy i nie ma prawa pękać na brzegach. Jeśli zaczyna pękać znaczy, że zaczyna wysychać wtedy sytuację ratują dłonie tłuste od wazeliny :) Konsystencją przypomina coś pomiędzy silikonem a gumą.

Zabierając się za lepienie trzeba wiedzieć co chce się zrobić. Masa stosunkowo szybko wysycha i jeśli coś ulepimy i chcemy to przerobić to trzeba to zrobić jak najszybciej, wtedy jest cień szansy, że przeróbka się powiedzie.

Aha,  noża używam do przenoszenia gotowych elementów, tak jest najłatwiej. Sprawdza się też, gdy trzeba coś odciąć, albo odcisnąć np żyłkę na liściu. Wykałaczka służy do robienia dziurek :)

To by było chyba tyle na dziś :) Na koniec pochwalę się tym co wyszło z ostatniej porcji.

Tu widać aniołki, które po wyschnięciu tak ściemniały, że przypominają raczej jakieś demony ciemności:) Wierzcie na słowo, w momencie lepienia były w kolorze błękitu i delikatnego fioletu. Moc barwnika przerosła moje najśmielsze oczekiwania :)

Listki z których jestem bardzo zadowolona i już wiem, że na pewno kolejna porcja będzie tylko listkowa.
Motylki będą w kwiatki za sprawą decu, ale to jak zbierze się większe stado.


 I różyczki, chyba najładniejsze jakie do tej pory mi wyszły. Zwróćcie uwagę jak pięknie światło się przebija przez listek. Płatki ciągle lepię w palcach więc nie są tak cienkie jak bym chciała.


Jeszcze mi się przypomniało. Robiłam też zimną porcelanę tylko z mąki i kleju. Schła długa, była  bardzo gumowa, wręcz się rozpływała i  w ogóle nie trzymała kształtu. Kwiatki z niej robione musiałam suszyć zawieszone do góry nogami :) ale po wyschnięciu była całkiem ok. twarda i niemal przezroczysta, taki pergaminowy efekt wyszedł.

Z każdą kolejną porcją nabieram przekonania, że jest to masa mająca ogromne możliwości. Ciągle odkrywam jej tajemnicę i mam nadzieję, że pewnego dnia po prostu siądę i ulepię co tylko zamarzę :)

Mam nadzieję, że trochę Was zachęciłam do spróbowania. Jak macie jakieś pytania śmiało piszcie, w miarę możliwości odpowiem. Meil gdzieś tam w pasku bocznym.



10 kwietnia 2013

Marudzę sobie o zimnej porcelanie i nie tylko.

Dzisiejszy post będzie do czytania :)  By nie było tak całkiem piśmiennie to wrzucam fotkę ostatnich tworów "porcelanowych"

Robione jeszcze gdy rozpierała mnie energia.  Motylki i serduszka zdobione decu.
Masa do decu świetnie się nadaje. Za to z farbkami trzeba już uważać,nie każda się dobrze sprawdza. Z moich dotychczasowych skromnych doświadczeń wynika, że :

-masa do malowania nadaje się jak tylko wyschnie, czas schnięcia zależy od grubości.
ja zawsze lepię wieczorem i rano te które są cieniutkie są już suche, te nieco grubsze obracam na drugą stronę i dosychają w ciągu kolejnych kilku godzin.  W ogóle dobrze jest gdy przedmioty z tej masy mają dostęp do powietrza, przechowywanie ich w szczelnych słojach raczej nie wyjdzie im na dobre przynajmniej przez pierwsze dwa trzy tygodnie.

-najlepiej suszyć w temperaturze pokojowej z dala od grzejnika, podejrzewam, że idealnie będzie  wynieść je na dwór i położyć na wiosennym wietrze lub letnim półcieniu (nawet ja już tęsknię za wiosną)
Dobrze schną na papierowym ręczniku, który wchłania tłustą oliwkę,

- Decu można robić praktycznie od razu. Z malowaniem farbkami lepiej się wstrzymać przynajmniej dzień żeby masa całkowicie wyschła i na jej powierzchni nie było tłustego filmu. Jeżeli ma być tylko lakierowany to można wcześniej posmarować przedmiot rzadkim vikolem, lakier lepiej się będzie trzymał niż na gołej masie.

- im dłużej schnie tym robi się twardsza. Różyczki, które robiłam jako pierwsze ok 2-3 tyg temu w tej chwili trudno rozdeptać :) nawet najcieńsze płatki trudno jest złamać w palcach - wymaga to  o wiele więcej siły niż w pierwszych dniach po zrobieniu.

- ostatnio moje wytworki zostały poddane najcięższej  z możliwych prób wytrzymałościowych czyli transport pocztą polską :) mam nadzieję, że próbę przejdą pomyślnie i  dziewczyny nie dostaną koperty okruchów. Niby owinęłam co delikatniejsze w folię, zaklinowałam odstające elementy chusteczką, ale czy to wystarczy tego nie wiem i poważnie się obawiam. 
Aha, nie sortowałam tych guzików, podzieliłam na trzy części, myślę, że w miarę sprawiedliwie.

Skoro już jestem w temacie wysyłki to dowiedziałam się, że wysyłka z opcją by z paczką obchodzona się jak z jajkiem kosztuje od 20 zł i musi to być paczka. koperty w ten sposób się nie da.
No więc, w jaki sposób mam zapakować np aniołka który ma wymiary kilku cm i wysłać by dotarł cało? Czy paczka wielkości pudełka po kremie nie jest za mała na wysyłkę?  Może się mylę, ale wydaje mi się, że są dwie opcje, albo takiego aniołka włożyć w wielkie pudło, spełniające wymiar paczki pocztowej. Albo zapakować w pudełko i włożyć w kopertę. Tylko,że koperta traktowana jest jak koperta czyli zostanie rzucona pod tony innych przesyłek i nawet najtwardsza tektura nie zagwarantuje, że nie zostanie zgnieciona..

Z czystej ciekawości przeprowadziłam w domu test. Guziczki owinęłam folią na to położyłam deskę a następnie na desce stanęłam - póki stałam równo było ok, ale jak się zabujałam to gruchnęło i zostały tylko okruchy. Co ciekawe i napawające nadzieją, element okrągły tylko lekko pękł i to po dłuższej chwili bujania się na nim :)

Od tego momentu post dla wytrwałych  :) do końca będzie nie twórczo i markotnie.

Ostatnie dni dobijają mnie okrutnie, wena odeszła a moje samopoczucie jest poniżej wszelkiej krytyki. Mam coś zaczęte na szydełku, trochę pomysłów na różne drobiazgi, ale absolutnie nie mogę się do niczego zebrać. Najchętniej to bym spała cały dzień, wieczorem nie mam siły posiedzieć dłużej i abym tylko dotknęła poduszki to śpię.  Rzadko zdarzają mi się takie dołki.
Wyglądam za okno a tam tulipany dzielnie wyglądają z trawnika i domagają się zruszenia ziemi, borówki o tej porze zawsze były obkopane,a w tym roku jeszcze miejscami śnieg leży i o wejściu na grządkę nawet mowy nie ma. Na przebiśniegach zaspa :)
W poniedziałek było już prawie wiosennie, wczoraj z rana wyszłam z domu w wiosennej kurtce i szalu tym z ostatniego posta - dzięki za rady, uprałam napięłam i wystarczyło, ładnie trzyma kształt i jest mięciutki :) nie wiem co to za szatański plan mi się zakradł do głowy z tym krochmalem.
Późnym popołudniem wracałam w padającym śniegu.

Ostatnio oglądam serial Anna German, wciągnął mnie do tego stopnia, że nie wytrzymałam i zarwałam jedną noc, by obejrzeć wszystkie odcinki :) no musiałam!  ale już śpię spokojnie bo wiem jak się skończy :)
Od ponad pół roku czytam Mistrza i Małgorzatę, wczoraj zaczęłam drugą część! jestem z siebie bardzo dumna, bo czytam w oryginale (a mój ruski jest taki sobie nie za specjalny) i powoli moje marzenie o przeczytaniu tej książki zaczyna nabierać realnego kształtu :) Jest to moje trzecie podejście do tej książki i jak teraz jej nie skończę to już chyba nigdy.


***
No to się wymarudziłam za wszystkie czasy :) mam do pokazania jeszcze trochę zaległości, ale to następnym razem. Dziękuję za wszystkie odwiedziny  i miłe słowa :)












6 kwietnia 2013

Szal

Myślałam, że nie nie dam rady tej wiosny skończyć, ale na skutek różnego splotu zdarzeń osobisto-pogodowych  udało się! Na Wielkanoc szal był gotowy :)

Szal wiosenny więc póki co leży w szafie i czeka wiosny. Długość ma taką w sam raz, by owinąć wokół szyi lub zarzucić na ramiona. Dłuższy do wiosennej kurtki, by się nie sprawdził.



Zrobiony z cienkiej szarej włóczki, szydełko 1,1mm.
Tak patrzę na te zdjęcia i się zastanawiam czy by go lekko nie wykrochmalić  i uprasować, żeby wzór lepiej kształt trzymał. Ale mięciutką włóczkę krochmalem?!

4 kwietnia 2013

Pisanki, serwetka do koszyczka.

Jeszcze świątecznie dziś będzie. Muszę się pochwalić ostatnimi pisankami które robiłam w Wielkim Tygodniu oraz serwetką do koszyczka. Serwetka robiona na ostatnią chwilę, krochmaliłam już w Wlk Sobotę z rana :)



 ***
Nie pamiętam czy mówiłam, że barwniki do jajek świetnie nadają się do barwienia zimnej porcelany. Wczoraj zaopatrzyłam się w zapas, w tesco było wyprzedaż po 25gr :)  tak więc możecie się wkrótce spodziewać kolorowych "lepianek" z zimnej porcelany.

3 kwietnia 2013

Ogłoszenie.

Witam wszystkich bardzo serdecznie w ten piękny zimowy dzień :) za oknem śnieżyca, w kalendarzu wiosna dziwnie jakoś w tym roku.

Ale ja tu o pogodzie, a przecież nie to chciałam :)
Przyszedł czas ogłosić kto dostanie guziczki.
Jestem bardzo mile zaskoczona, że aż tyle osób chciało je mieć. Wdzięczna za wszystkie sugestie co do kształtu i koloru następnych serii. W miarę możliwości próbuję je powoli realizować, chociaż już wiem, że większość pomysłów przerasta moje zdolności :) ale nie poddaje się :)

Najchętniej obdarowałabym Was wszystkie, niestety cennik poczty polskiej skutecznie zabił moje dobre chęci i zmusił do wyboru 3 osób. Głównym kryterium wyboru było to, do czego planujecie guziki wykorzystać.

 Tak więc guziki dostaną :
  1. Janola Aleksandra- bo jestem strasznie ciekawa, czy takie "lepianki" nadadzą się do tak eleganckiej biżuterii jak ona robi
  2. Dudusiowa Dusza - bo na jej blogu znalazłam prace z różnych technik, więc mam nadzieję, że i guziczki do czegoś się przydadzą. Poza tym napisała, że ma pecha, więc postanowiłam "uszczęśliwić" ją moją produkcją :))
  3. Madebymalii - jako jedyna została wyłoniona drogą losowania.
 Na adresy czekam do końca tygodnia. Zgodnie z obietnicą, do guzików zostaną dołączone niespodzianki. Mam nadzieję, że chociaż nie które z guzików zostaną do czegoś wykorzystane, te które Wam się nie spodobają lub zwyczajnie nie będą się nadawały z różnych innych względów niech Wam posłużą do testowania różnych właściwości zimnej porcelany :)
Mój mail: antos345@o2.pl

Zachęcam też wszystkich do spróbowania swoich sił z tą masą. Mówię Wam świetna zabawa! Zrobienie masy przy założeniu, że od razu trafimy w idealne proporcje zajmuje góra 5-10min, przy kombinowaniu może zająć nawet dwa razy dłużej. Idealna masa musi być plastyczna i nie ma prawa pękać przy wałkowaniu. Zrobienie masy i ulepienie kształtów z jednej porcji  zajmuje mi ok godziny. W porównaniu z szydełkowaniem lub haftem jest to prędkość światła :))

Dziękuję wszystkim za udział w zabawie. Za wszystkie rady i komentarze.
Trzymajcie się ciepło, zima w końcu minie!

A żeby nie było tak całkiem bez zdjęć to wrzucam fotkę tego co ulepiłam przed świętami.

Takie postrzępione brzegi są efektem nie źle wyważonych proporcji, ale też powstają kiedy masa czekając za bardzo wyschnie. Kosmetycznie nie wygląda to najlepiej, ale wystarczy pilniczek odrobina cierpliwości i łatwo można nierówności spiłować. Do takich zabaw z piłowaniem, szlifowaniem, także Was zachęcam :)