Na powyższej fotce poniosła mnie fantazja, różana kula musiała ustąpić bardziej "cmentarnym" dekoracjom. Takie koszyczki są fajną bazą do wszelkich florystycznych konstrukcji, naturalne, odporne na warunki atmosferyczne, można je wypełnić czym tym tylko mamy ochotę. Pięknie będą wyglądać w ogrodzie o czym przekonałam się na tym blogu. Przyznaję, że to od Iwonki bezczelnie zgapiłam pomysł na te koszyki. Mój po właściwym wypełnieniu wygląda tak
Powstały jeszcze dwa podobne, wypełnione żywym świerkiem i sztucznymi kwiatami, ale wyglądają niemal identycznie jak wiązanki spotykane w kwiaciarniach więc nie będę Was zanudzać fotkami.
Co roku robię kilka wiązanek dla bliskich zmarłych i przyznaję, że lubię je robić. To taki mój sposób na pokazanie, że o nich pamiętam, że jestem wdzięczna za to jaki wpływ mieli na moje życie. Od dziecka mam wpojone, że o groby trzeba dbać, sprzątanie i dekoracja jest dla mnie czymś naturalnym.
Nasz cmentarz w porównaniu z miejskimi nekropoliami jest malutki, może dlatego panuje tu inna atmosfera, wśród płonących zniczy, zapachu chryzantem, kolorów kwiatów unosi się niespotykany nastrój, czuć jak mieszają się dwa światy, przeszłość przenika się z teraźniejszością, a kruchość życia jest wręcz namacalna. Od 10mcy na długiej liście nie obecnych jest mój tata, wciąż patrzę z niedowierzaniem na tablicę z jego imieniem.
Wracając do tematu szyszek zrobiłam jeszcze bukiecik na okno.
I tym optymistycznym akcentem kończę ten nieco przydługi post.