Obserwatorzy

31 października 2015

Z szyszek...

Już jutro dzień wyjątkowy, jedyny tak przesączony nostalgią, zadumą, próbą pogodzenia się z tym co nieuniknione.

trochę szczegółów





Powstały też trzy koszyczki z szyszek. Zapomniałam im zrobić fotki w czystej postaci.
Na powyższej fotce poniosła mnie fantazja, różana kula musiała ustąpić bardziej "cmentarnym" dekoracjom. Takie koszyczki są fajną bazą do wszelkich florystycznych konstrukcji, naturalne, odporne na warunki atmosferyczne, można je wypełnić czym tym tylko mamy ochotę. Pięknie będą wyglądać w ogrodzie o czym przekonałam się na tym blogu.  Przyznaję, że to od Iwonki bezczelnie zgapiłam pomysł na te koszyki.  Mój po właściwym wypełnieniu wygląda tak
 Powstały jeszcze dwa podobne, wypełnione żywym świerkiem i sztucznymi kwiatami, ale wyglądają niemal identycznie jak wiązanki spotykane w kwiaciarniach więc nie będę Was zanudzać fotkami.

 Co roku robię kilka wiązanek dla bliskich zmarłych i przyznaję, że lubię je robić. To taki mój sposób na  pokazanie, że o nich pamiętam, że jestem wdzięczna za to jaki wpływ mieli na moje życie. Od dziecka mam wpojone, że o groby trzeba dbać, sprzątanie i dekoracja jest dla mnie czymś naturalnym.
Nasz cmentarz w porównaniu z miejskimi nekropoliami jest malutki, może dlatego panuje tu inna atmosfera, wśród płonących zniczy, zapachu chryzantem, kolorów kwiatów unosi się niespotykany nastrój, czuć jak mieszają się dwa światy, przeszłość przenika się z teraźniejszością, a kruchość życia jest wręcz namacalna. Od 10mcy na długiej liście nie obecnych jest mój tata, wciąż patrzę z niedowierzaniem na tablicę z jego imieniem.

Wracając do tematu szyszek zrobiłam jeszcze bukiecik na okno.


I tym optymistycznym akcentem kończę ten nieco przydługi post.

13 października 2015

Co zrobić gdy talent w domu się nie mieści

Inspiracją do tego wpisu jest skecz kabaretu młodych panów- Grunwald, dokładnie od tego momentu
 7:28min

Zdanie Olbrychskiego "ledwo mój talent się tu mieści" przypomina mi się zawsze kiedy próbuję ogarnąć mój twórczy bałagan. I jest to jeden z tych tekstów, który niemal zawsze poprawia mi humor.

Przechodząc do rzeczy. Jak nie wiadomo co zrobić z jakimś niepotrzebnym przedmiotem, a wyrzucić szkoda to najłatwiej zrobić z niego dekorację.  U mnie tym razem były to ulepione blisko rok temu róże z zimnej porcelany, które leżały w koszyczku wciśnięte w głąb półki i zajmowały miejsce. Świeczka, którą bardzo lubię, ale która jakoś wszędzie mi zawadzała albo nie była wystarczająco wyeksponowana. Na dodatek zaczynam gromadzić jesienne skarby, a wśród nich żołędzie. Najprościej byłoby to wszystko wrzucić do pojemnika i upchnąć w szufladzie, tylko u mnie się nie da. Moje wszelkie schowki/pudła/szuflady są przeładowane do granic przydasiami wszelkiej maści.
I w ten oto sposób (zwalniając przy okazji odrobinę miejsca na półce ze szkłem) powstała jesienna kompozycja, która zdobi (zbiera kurz) parapet.


Fotki na oknie nie wychodzą więc pyknęłam na ścianie. Jak mi się taka dekoracja znudzi/wystarczająco kurzu nazbiera/znajdę inne zastosowanie dla poszczególnych elementów to rozbiorę. Póki co cieszę się, że okno nie jest puste (mam goły parapet bez kwiatów, służy mi za półkę), a na regale trochę luźniej się zrobiło.

Idąc za ciosem powstało jeszcze takie coś z pojemniczka po sosie do pizzy, suszonego kwiatka i dwóch różyczek.  Podoba mi się plan zamknięcia czegoś w przezroczystym pojemniku. Pewnego dnia mnie olśni i może powstanie z tego coś na choinkę. Albo pojemnik wykorzystam do przechowywania koralików.

 A żeby w ogóle mieć ochotę na porządki ta najlepiej kupić nową ściereczkę ze smerfem :)
Wiadomo, że jak coś nowego to użyć trzeba, sprawdzić czy dobrze chłonie wodę, zbiera kurz itd. Jak mam coś nowego to natychmiast muszę to wykorzystać i już. A najfajniejsze w tej ściereczce było to, że kupiłam ją sprasowaną w takiej maluteńkiej kostce wyglądała jak papier. Po namoczeniu "urosła" i zamieniła się w to :)

Czasami warto odkryć w sobie trochę dziecka i cieszyć się z drobiazgów.
 Jesień jest tak piękna, że szkoda czasu na narzekanie, że zimno/mokro/szaro.

***
W efekcie w/w działań zwolnił się koszyczek z papierowej wikliny po różyczkach. Jeśli ktoś, by go chciał to piszcie dogadamy się.
A koszyczek wygląda tak

11 października 2015

w między czasie...

Jesień w tym roku mam na tyle zabieganą, że czasu na hobby pozostaje nie wiele. A może zwyczajnie mam coraz większego lenia:)  jakby nie było w tzw między czasie coś tam powstało. Dziś będzie o wszystkim.

Na początek kwitnący topinambur

mimo suszy urósł całkiem spory, z pewnością ma ponad 2m. Wkrótce wykopki, już nie mogę się doczekać, by zajrzeć co tam pysznego skrywa pod ziemią. W zasadzie to mam nadzieję, że będzie pyszny, bo będę go jeść po raz pierwszy. No, ale skoro w top chef wszyscy łącznie z mistrzem Amaro się nim zachwycają to głęboko wierzę, że musi być co najmniej dobry :)
Mimo nocnych przymrozków, (w sumie -3 to chyba już mróz, a nie przymrozek) dzielnie się trzyma i mam nadzieję, że będzie jeszcze kwitł bo pąków ma ogrom.

Niestety papryka nie wytrzymała temperatury. Miałam się nią pochwalić latem, ale jakoś nie było mi po drodze z aparatem do ogrodu więc fotka dzisiejsza.
Jakby ktoś nie widział, to tak wygląda mrożona papryka na krzaku :)
Odmiana  fioletowa, wpadająca w czerń. Myślałam, że będzie piękną ozdobą sałatek, ale się okazało, że papryka fioletowa jest niedojrzała, jak się dojrzewa robi się zielona, a całkiem dojrzała przybiera kolor wiśni. Smaczna owszem, ale walory dekoracyjne tylko w ogrodzie. Za rok chyba już jej nie posadzę. Chociaż owoców ma mnóstwo i jak widać do samego mrozu.

Moje oczy cieszą marcinki, uwielbiam te kwiaty niestety nie mogę znaleźć sadzonek innych kolorów. I nie mam pojęcia gdzie kupić chryzantemę ogrodową.  Jak ktoś wie to pisać.
 

 To różowe nie wiem jak się nazywa, ale liście ma bardzo podobne do chryzantemy tyle, że kwiatki takie...inne.

Próbowałam trochę decu, ale natchnienia i lakieru zabrakło.
Listownik, na który dalej nie mam pomysłu. Na razie jest taki
 i skrzyneczka na drobiazgi z wysuwaną pokrywką. Skrzyneczkę okleiłam koronką, ale była to największa głupota jaką mogłam zrobić. Miękka koronka pod wpływek wikolu zesztywniała, skrzynka w dotyku była szorstka, nieprzyjemna, efekt też średnio mi się podobał. Pokrywka jest spoko, koronkę oderwałam, skrzyneczkę wypełniłam dorbiazgami i upchnęłam w szafce, niech czeka aż wymyślę co z nią dalej zrobić.

Powstała jeszcze zakładka do książki i koszyczek na kredki dla małej uczennicy. Te prace robiłam jeszcze w przypływie natchnienia, także się udały :)





Na dziś koniec.
Pora się zbierać na popołudniowy spacer. Jutro podobno śnieg z deszczem, trzeba łapać ostatnie chwile spacerowej aury :)