Obserwatorzy

25 stycznia 2017

Foamiran, podejście pierwsze.

Nazwa, której nijak nie mogę zapamiętać.
Jakiś czas temu zobaczyłam fajnego kwiatka z tej pianki na blogu http://evejank.blogspot.com/2017/01/foamiran-warsztatykoszykmis-pandaetui-i.html
Nie miałam pojęcia co to takiego, więc poszperałam w necie. Zachwycona tym jakie cuda tworzą z tego Rosjanki też tak chciałam i tym sposobem nie wiele myśląc zamówiłam  pierwsze arkusze foamiranu. Kilka na ciepło i  na zimno. Z rosyjskiej tv dowiedziałam się, że jest foamiran irański i chiński, ten pierwszy jest rewelacyjny, a drugi do niczego. W sklepach nie widziałam takiego rozróżnienia, więc nie wiem skąd jest mój.

Moje pierwsze wrażenie są takie:
1. robienie kwiatków nie będzie moim hobby. Coś tam wyszło co pokażę za chwilę, ale nie sprawia mi to jakiejś specjalnej frajdy. I szczerze mówiąc formowanie płatków średnio mi wychodziło.
2.Foamiran na zimno bardziej mi się podoba, bo jest cieńszy i daje się kształtować w palcach, ładnie się naciąga i trudniej go rozerwać. Kwiatka można poprawiać na bieżąco.
3. ten na ciepło wymaga użycia żelazka, co jest dodatkową robotą i dodatkowym kablem plączącym się pod nogami. Płatek trzeba uformować od razu, bo jak ostygnie to już się nie da. Trzeba uważać, bo pianka łatwo się drze, zepsułam tak kilka płatków.
4. Skręcanie po zdjęciu z żelazka w moim przypadku nie dawało efektu naturalności, za to płatek wyglądał jak pomięty. nie podobało mi się to.
5. malowanie. Podobno można wszystkim. Próbowałam kredkami pastelowymi, beznadzieja. Kredka wysycha i kwiatek brudzi palce.
To chyba na tyle wrażeń. Pianki jeszcze trochę zostało, więc pewnie jakieś kwiatki jeszcze powstaną. Gotowy kwiatek z daleka wygląda jak z materiału. Nie wymaga to specjalnego talentu, odrysowanie kształtu, wycięcie i sklejenie do kupy to podstawowa umiejętność kilkulatka:) Jak we wszystkim potrzeba wprawy.

Koniec gadania, czas się pochwalić efektami





I co, jak na pierwszy raz chyba nie wyszło tak źle?

Zachęcam do spróbowania. Arkusz tej pianki kosztuje około 3zł, wystarcza na kilka drobnych kwiatuszków. Kwiatki można wykorzystać do wszystkiego, od kartek po broszki. Zastanawiam się czy by do haftu nie doczepić. Na tamborku króliczki, których ostatnio szukałam. Ale o tym następnym razem.

Jest jeszcze jedna zaleta kwiatków foamiranowych. robią się szybko, w porównaniu z jakimkolwiek haftem czy szydełkiem jest to efekt natychmiastowy. Wymyślam, rysuję i za chwilę mam, coś niesamowitego.

17 stycznia 2017

Kalendarz adwentowy

Zaczęłam jeszcze w listopadzie z nadzieją, że do świąt zdążę. Jest połowa stycznia, a kalendarz ciągle kalendarza nie przypomina. Najtrudniejsze już za mną. Obrazek powstał, w bólach i mękach, ale jest.
Kupiłam gotowy zestaw, była w nim mulina Madeira, o zgrozo nigdy więcej. Tak plączącej się nitki nie miałam w ręku od początku mojej hafciarskiej przygody, a trwa ona już grubo ponad dekadę. Myślałam, że DMC się plącze, ale to co przeszłam z madeirą to prawdziwy koszmar. Supełki powstawały niemal za każdym razem jak tylko przeciągnęłam nitkę. Po raz kolejny przekonałam się, że nie ma to jak stara sprawdzona Ariadna. Mówcie co chcecie, ale nikt i nic mnie nie przekona o wyższości powyższych marek nad ariadną.
Koniec narzekania. Czas pokazać co powstało.
Tak się zaczęło i już tu miałam ochotę wyrzucić te nici do kosza. Może to wina małej bobinki na którą były nawinięte i się plątały przez te załamania. Nie wiem.
 A tu się zaplątało zdjęcie świątecznej dekoracji. Kupiłam takie serduszkowe lampki, wiszą w towarzystwie szydełkowych bombek mojej roboty. Lampki tak bardzo mi się podobają, że do tej pory wiszą na ścianie. Serduszka są sznurkowe, coś jak słynne cotton balls.
 A tu już zimowa wioska. Prawda, że urzekający widok?

 Całość niemożliwie wygnieciona. ale na tamborku była od listopada więc nie ma się co dziwić.
Trzeba jeszcze wyhaftować cyferki, dlatego jeszcze go nie prasuję. Do oprawy są takie fajne wieszaki z serduszkami, a do powieszenia woreczków obręcze, które trzeba przyszyć. No i woreczki muszę jakieś zmajstrować. Na razie mam tak dość tego haftu, że nie chce mi się już przy nim robić nic. Do adwentu jest jeszcze sporo czasu tym razem powinnam zdążyć z wykończeniem.


A tak poza tym to mam dość robótek wszelakich. Przestało mnie to kręcić. Przeglądam wzory hafciarskie, patrzę na stos rurek do wyplatania, kosz z włóczkami i mam ochotę to wszystko wynieść na strych. No może jeszcze szydełko do mnie przemawia.
Do blogowania też tracę serce, ale to wina blogera bo chociaż do obserwacji dodaję masę nowych blogów to i tak się nie wyświetlają na liście i potem nie mogę ich odnaleźć. Miałby być optymistyczny post o końcu haftu, a wyszło jakoś ponuro. Może to wina wczorajszego depresyjnego poniedziałku:)