Obserwatorzy

20 sierpnia 2012

Taca. Dzbanek.

Dziś będę się chwalić tacą kupioną na Jarmarku Jagiellońskim w Lublinie oraz dzbankiem z Pawłowa.

A to oznaka jesieni. Taki oto wiecheć uwiłam na niedzielnym spacerze :) Miał być wianek, ale natchnienie skończyło się po ok 20cm i wyszła taka niby "palemka". Chodzenie w pełnym słońcu po łące pełnej  owadów latająco-gryzących uważam za romantyczne i fajne tylko na filmie, w rzeczywistości zwyczajnie mnie złości. 

W skład mojego wiechcia wchodzi kilka roślin z których odróżniam tylko wrzos, krwawnik i chyba złocień. Jest jeszcze takie coś jak krwawnik tylko białe i takie fioletowe zupełnie mi obce. Na zdjęciu nie bardzo widać szczegóły. 
 Wianuszek sobie schnie nad drzwiami wejściowymi i codziennie mi przypomina, że moja kochana jesień już jest :) Wiem, że na dworze znów plus 30, ale poranki i noce pachną już jesienią :)

A to już zbliżenie tacy, nałożenie tej dużej serwetki na środku przysporzyło mi trochę problemu, ale po kilku próbach się udało, w miarę..
Dopiero po polakierowaniu mnie olśniło, że mogłam ją fragmentami nakładać.


 I dzbanek (a może flakon?, dla mnie jak z gliny to dzbanek). Serwetek z tymi różyczkami mam całe opakowanie, więc pewnie jeszcze wiele rzeczy z nimi powstanie.


Miał być kremowy, ale wyszło jakieś różowiaste i sama nie wiem jak to możliwe. Kropeczki fajnie wypełniły przestrzeń i całość przestała być taka słodko różowa. Ale i tak to wszystko jakieś takie romantyczne, cukierkowe....  i ciągle nie wiem czy mi się podoba.

***
Dzięki za wszystkie odwiedziny i komentarze. Jest mi bardzo miło, że w ten urlopowy,a mimo to zabiegany czas macie chwilę by tu zajrzeć i jeszcze coś napisać :))


15 sierpnia 2012

Butelka

Witajcie w ten pochmurny świąteczny poranek !

Za oknem szaro buro i ponuro. Na poprawę humoru butelka w róże - wcześniej humor poprawiała jej zawartość, a teraz wygląd :)

 Matowy kolor szkła jest fabryczny, ja tylko nałożyłam kwiatki i pociągnęłam lakierem. Nie wiem na ile to się sprawdzi w użytkowaniu bo nigdy wcześniej nie robiłam decu na szkle, za pewne potrzebne są do tego specjalny klej i lakier. Użyłam jakie miałam, na razie wygląda dobrze, czas pokaże czy nie będzie np odpryskiwało.



7 sierpnia 2012

Różowy gliniak

W niedzielę byłam na jarmarku w Pawłowie. Naoglądałam się rękodzieła wszelakiego. Nie obyło się bez zakupów, i tak stałam się posiadaczką dwóch gliniaków, pszczelej świeczki, koszyka z wikliny :)

Spośród wielu stoisk moim ulubionym jak co roku zresztą, jest stoisko pana z wyrobami z gliny, gdzie oprócz pieczołowicie wykonanych dzbanków garnków itp można kupić za kilka złoty gliniaki wadliwe. Takie naczynia są z reguły gdzieś obtłuczone, pęknięte przy wypalaniu, albo zwyczajnie krzywe, w rozmiarach wszelkich :)
W tym roku udało mi się znaleźć mały zgrabny dzbanuszek, którego jedyną wadą niewielkie pęknięcie na dnie. Jest też trochę krzywy, ale to akurat dla mnie nie jest wadą.

Dzbanek został już ozdobiony, czeka jeszcze na kolejną warstwę lakieru, ale już cieszy moje oko.
ten obok kupiłam dwa lata temu i w końcu mam na niego pomysł, będzie kremowy w żółte róże :) mam nadzieję, że tym razem nie skończę w fazie pomysłu.

Dziś chwalę się różowym.Decu w moim wykonaniu mistrzostwem nie jest, ale lubię ten sposób zdobienia. Serwetkę do jego ozdoby dostałam od Eli http://niecodziennie.blogspot.com/
***
Dzięki za tyle miłych słów pod ostatnim postem :) 

4 sierpnia 2012

Narzuta w kratkę

Na dworze niezmiennie słupek rtęci nie spada poniżej 30 st. coś mnie podkusiło, by w ten upał uszyć narzutę. Nie ma nic fajniejszego na upał niż stanie przy gorącym żelazku :) jakoś nie pomyślałam wcześniej, że przecież żelazko przy szyciu jest nieodłącznym elementem.

Uszyłam z czego miałam, materiały do szycia ciężkie zwłaszcza dla laika jak ja. Zwłaszcza brązowy się naciąga i ślizga. Oszczędzę wam opisu wszelkich przebojów, które mi towarzyszyły już od momentu wycinania aż po sam koniec. Ci, którzy się przyjrzą z łatwością wyłapią wszelkie błędy. Te z Was, które potrafią szyć proszę o wyrozumiałość, to mój pierwszy tak wielki projekt. Uwierzcie łatwo nie było!

Był moment, że miałam ochotę rzucić to w kąt i  nigdy więcej nie oglądać, łącznie z maszyną. Ostatecznie wrodzony upór zwyciężył i po trzech dniach zmagań mam narzutę.  I to nie byle jaką, tylko pierwszą własnoręcznie uszytą patchworkową :)

Tak niepozornie wygląda złożona, całkowity wymiar to ok 120x220 cm. Jest węższa niż standardowo się szyje, ale dokładnie takiej potrzebowałam.


 Tu widać, jak materiał pięknie błyszczy w słońcu.

To jasne to spód narzuty, widać przy okazji jak wybiórczo jest przepikowana. Narzuta składa się z warstwy kwadratowej, spodu i środka z cienkiej ociepliny. Wyszła trochę ciężka i gruba,prawie jak kołderka. I właśnie pikowanie trzech warstw  przerosło mnie najbardziej, spinałam szpilkami, fastrygowałam, i nic! ciągle się marszczyło. Więc odpuściłam i jest spikowane tylko kawałkami, tyle by się nie rozjeżdżało. Może kiedyś zechce mi się dokończyć w rękach.
 
 A tu już całość :)
Do niebieskiego łóżka pasuje raczej średnio.... no dobra w ogóle nie pasuje :)

Ale to nie zmienia faktu, że pomijając wszelkie- nazwijmy to łagodnie- niedociągnięcia, jestem z niej zadowolona. Planuję uszyć jeszcze do niej poduszkę, bo zostały mi resztki z tych materiałów i chcę je wykorzystać, a poza tym miałabym komplet :)
Może jeszcze kiedyś porwę się na uszycie kolejnej, może wyjdzie lepiej...

Jeśli macie jakieś techniczne rady co zrobić, by się nie marszczyło przy pikowaniu i to piszcie.